niedziela, 7 listopada 2010

JUSTA VS CIASTO CZEKOLADOWE
No witam witam po długiej nieobecności. Nie będę się tłumaczyć bo po co. Po prostu opowiem jakby nigdy nic jak to wzięłam się za pieczenie ciasta i o dziwo całkiem mi wyszło, co więcej jest to bardzo fajna zabawa i zamierzam kontynuować moje zmagania.
 No trzeba też szczerze powiedzieć że nie jest to też mój pierwszy wypiek.Pierwsze w życiu ciacho, które nie było naleśnikiem ani plackiem ziemniaczanym upiekłam Tomaszowi na któreś tam urodziny i był to biszkopt z galaretką. Rewelacji nie było, a w dodatku nadzorowała mnie mama więc poniekąd się to nie liczy. Odkąd mam jednak swoją własną prywatną kuchnię w wynajętym mieszkaniu zmierzyłam się już z drożdżowymi bułeczkami i sernikiem. Przygoda z bułeczkami skończyła się zablokowaniem drzwiczek od piekarnika bo ciasto chciało wypłynąć na podłogę. A apropos sernika to jest jedyne ciasto którego smaku nienawidzę. Upiekłam ale nawet nie spróbowałam, ktoś zjadł, wszyscy żyją więc jest ok. Także bywa ostro nawet i w tej dziedzinie.
A teraz do rzeczy
trzeba mieć trochę jajek tak z osiem ( my dostaliśmy od Ilony)
trochę cukru ( mamy taką pakę 5 kg)
czekolada gorzka z dwie tabliczki (tata naprzywoził z Niemiec i wszystkie słodkie zostały wyjedzone zostały tylko gorzkie zawartość kakao 70% czyli idealne do tego ciacha)
masełko 1,5 kostki
kakao i żelatynę ale to chyba niekonieczne wg mnie obyło by się bez żelatyny
No i najważniejsze trzeba mieć mikser Pożyczyłam bo nie mam
Ciacho robi się w dwóch turach. Najpierw piecze się ciacho w piekarniku przez pół godz. Ciacho po wyciągnięciu opada (powinien zapaść się tylko środek mi opadł cały). Potem przygotowuje się mus i wypełnia zapadnięty środek.
Efekt, mniamnuśnaaaaaaaaaaaaaaaaaaaa rozpływające się w ustach czekoladowa pycha