JUSTA VS CIASTO CZEKOLADOWE
No witam witam po długiej nieobecności. Nie będę się tłumaczyć bo po co. Po prostu opowiem jakby nigdy nic jak to wzięłam się za pieczenie ciasta i o dziwo całkiem mi wyszło, co więcej jest to bardzo fajna zabawa i zamierzam kontynuować moje zmagania.
No trzeba też szczerze powiedzieć że nie jest to też mój pierwszy wypiek.Pierwsze w życiu ciacho, które nie było naleśnikiem ani plackiem ziemniaczanym upiekłam Tomaszowi na któreś tam urodziny i był to biszkopt z galaretką. Rewelacji nie było, a w dodatku nadzorowała mnie mama więc poniekąd się to nie liczy. Odkąd mam jednak swoją własną prywatną kuchnię w wynajętym mieszkaniu zmierzyłam się już z drożdżowymi bułeczkami i sernikiem. Przygoda z bułeczkami skończyła się zablokowaniem drzwiczek od piekarnika bo ciasto chciało wypłynąć na podłogę. A apropos sernika to jest jedyne ciasto którego smaku nienawidzę. Upiekłam ale nawet nie spróbowałam, ktoś zjadł, wszyscy żyją więc jest ok. Także bywa ostro nawet i w tej dziedzinie.
A teraz do rzeczy
trzeba mieć trochę jajek tak z osiem ( my dostaliśmy od Ilony)
trochę cukru ( mamy taką pakę 5 kg)
czekolada gorzka z dwie tabliczki (tata naprzywoził z Niemiec i wszystkie słodkie zostały wyjedzone zostały tylko gorzkie zawartość kakao 70% czyli idealne do tego ciacha)
masełko 1,5 kostki
kakao i żelatynę ale to chyba niekonieczne wg mnie obyło by się bez żelatyny
No i najważniejsze trzeba mieć mikser Pożyczyłam bo nie mam
Ciacho robi się w dwóch turach. Najpierw piecze się ciacho w piekarniku przez pół godz. Ciacho po wyciągnięciu opada (powinien zapaść się tylko środek mi opadł cały). Potem przygotowuje się mus i wypełnia zapadnięty środek.
Efekt, mniamnuśnaaaaaaaaaaaaaaaaaaaa rozpływające się w ustach czekoladowa pycha